2 kwietnia 2016

Szczeliniec Wielki

Ogółem nie lubię chodzić po górach. Nie mam kondycji. Przyznaję się bez bicia.
Zdecydowanie bardziej wolę spokojne spacerki po... plaży :)

Jednak podczas pobytu na Wielkanoc w okolicy Dusznik Zdroju, postanowiliśmy z Mężem się wybrać powłóczyć. W sumie być tam i nie wejść? No przecież co to dla nas, pół godzinki marszu do schroniska. Wyznaczonym szlakiem w dodatku.
No kto jak nie my!
A nakręcił mnie na to mój ukochany i jedyny w swoim rodzaju..Tatuś.

Wcześniej nie czytaliśmy nic o Szczelińcu. Serio. Nic a nic, a zwykle zerkam do wujka googla poczytać co przed nami.
Plan dnia mieliśmy napięty i w sumie nie było czasu na jakieś wielkie debatowanie. Wyjechaliśmy wcześniej i już 9:30 rano byliśmy na parkingu docelowym.
Mąż butów nie zmienia. Idzie w niskich adidasach. Moje są za kostkę i po powrocie dziękowałam niebiosom, że jednak nie zakładałam tych niskich :D

Na dole sucho, ale wieje jak diabli. Zakładam czapkę, zaciągam kołnierz kurtki. Mężu zakłada kaptur. Oczywiście czapka została w Poznaniu.
Idziemy. Ja podjarana jak diabli. Pierwsza wycieczka! I to w góry.
Mężu pilnuje czasu, żebyśmy nie zaprzepaścili kolejnej atrakcji.


Stajemy na dole przy tabliczce "wejście" i po chwili powiedzieliśmy sobie: "idziemy".


I poszliśmy.
Najpierw był ładnie wybrukowany teren kostką. No miodzio. Tak to ja mogę iść.
A potem zaczęły się schodyyy :)



No, ale dam radę, przecież to tylko kawałeczek.
Podziwiam widoki, wdycham górskie powietrze. Które tak niesamowicie pachnie!
Co kawałek przystaję, żeby nie szaleć. Boję się o swoją kontuzjowaną nogę i chory kręgosłup.
Ale idęęę! idęę! ja, o własnych nogach!

Gdzieniegdzie zimowa kraina jeszcze, 
choć mamy już wiosnę. 

Szlak wiodący na Szczeliniec ma po obu stronach barierki.

  

 
Las, lubimy to! 

Po środku schodki, czasem na bardziej płaskim terenie były szerokie dechy, po których się przechodzi
Trasa nie należy do najłatwiejszych.
Większość schodów jest jeszcze ośnieżonych, bądź zalanych wodą spływającą z góry, czy też pokryta lodem lub błotem. Bo słoneczko tam nie dociera.
Jeszcze parę dni temu trzymał tu mróz.

Idąc coraz wyżej, robi się coraz trudniej. Ale gdy na naszej drodze zaczęły się pojawiać skały, jamy, doiny i to nie takie maluśkie, tylko mega olbrzymy, oddałam aparat mężowi, a sama skupiłam się na dalszej trasie.
Na samej górze są dwa odcinki, gdzie szliśmy trzymając się linki, a na samym końcu wchodziliśmy przez szczeliny pomiędzy wielkimi głazami.

Po drodze podziwialiśmy, z niemałym przerażeniem, wszelkie jamy, wąwozy i szczeliny. I jeszcze bardziej trzymaliśmy się barierek.

Roślinność była cudownie, soczyście zielona. Gdzieniegdzie jeszcze pokryta śniegiem.

Na górze, przy schronisku, jest mały taras widokowy.
Widok stamtąd jest nieziemski. Wszystko idealnie jak na dłoni! Ale zaglądając w dół..widząc te wielkie skały..człowiekowi z drobnym lękiem wysokości, żołądek podjeżdża do gardła.

Mimo to, widoki warte wspinaczki.


  

 


Trasa w dół była zdecydowanie łatwiejsza, choć tu częściej można było na lodzie zaliczyć niezłego orła. Sądzę, że już wiedzieliśmy co nas czeka, więc droga powrotna była lepsza.
Czy weszłabym ponownie? tak.
Jednak w innych butach i inaczej ubrana, bardziej na cebulkę, gdyż wychodząc do góry mocno się zgrzałam.

Polecam wszystkim, zwłaszcza początkującym.


Na koniec kilka informacji:
Szczeliniec Wielki, jest najwyższym szczytem w Górach Stołowych, na terenie Parku Narodowego Gór Stołowych.
Na szczyt, do schroniska prowadzi..665 schodów (chociaż nie liczyłam :D).
Od schroniska jest reszta trasy płatna. Ale była zamknięta. Poza tym, my mieliśmy już inne plany na resztę dnia..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Cieszymy się, że do nas zaglądacie!!
Prosimy, zostawcie po sobie ślad w postaci komentarza!