22 kwietnia 2015

Świnoujście cz.1

Dostalam w pracy pare dni urlopu, wiec postanawiamy to wykorzystać.
Jedziemy nad upragnione morze! Nad Baltyk. Jest to zarazem pierwsza nasza wyprawa samochodem!
Po długich debatach gdzie by tu pojechać, padło na Świnoujście.
To tylko kilka dni, więc nie chcemy tracić czasu na zbędny przejazd.

Cały pobyt nad morzem, to hotel Hampton by Hilton Świnoujście.



Z hotelu do plaży jest około 15min spaceru fajnym chodnikiem wybrukowanym, w lesie.
A im bliżej głównej promenady, tym więcej pensjonatów, willi itp.
Fajne jest też to, że praktycznie obok hotelu jest pizzeria, kawałek dalej.. McDonald :) więc jeśli nie mamy ochoty wychodzić nad morze jeść, a chcemy coś niezdrowego, to jest blisko.
Równie blisko jest biedronka i kolej, która jest dosłownie po przeciwnej stronie drogi.

Wyżywienie: W hotelu jest śniadanie, obiadokolacji nie bierzemy
Obiekt: hotel nowiuteńki, czysty, zadbany, pachnący. W pokoju mamy czajnik bezprzewodowy, kubki, szklanki, sztućce. Kawę herbatę w jednorazowych saszetkach.
Suszarka oraz żelazko w pokoju również się znajdują. I tv oraz fajne duże lustro :)) Żel pod prysznic i szampon w dozownikach pod prysznicem.
Zajmujemy pokój na samej górze, z tarasem.
Jest pięknie, jesteśmy zachwyceni. Ale oczywiście cena jest odpowiednia ;)
Ah, mamy pokój dla niepalących. Więc ściany, pościel, dywan nie są przesiąknięte dymem tytoniowym.
To tyle, jeśli chodzi o info hotelowe.



Pierwszy dzień, to w sumie dzień przyjazdu.
Całą drogę pogoda dopisuje.

Najpierw trzeba się przeprawić promem.
My agenci jedziemy sobie spokojnie na prom w mieście. Na szczęście dołączamy do przeprawy w mieście. Gdyby to był dzień roboczy, musielibyśmy jechać dookoła na drugą przeprawę poza miastem. Gdyż ta miejska jest tylko dla mieszkańców. Ale, że to niedziela, to się łapiemy :)



Zjawiamy się po 15-tej.
Po zameldowaniu się w hotelu szybciutko się przebieramy i wioo nad morze.
Na plaży słońce świeci, mało wiatru. No miodzio!
Karmimy mewy i cudowne łabędzie. Uwielbiam.
Mąż podchodzi z dystansem do łabędzi ;)
Gdy już wszystkie stwory pojadły, idziemy dalej.


W oddali widzimy wiatrak - a w sumie znak nawigacyjny "Stawa Młyny". Więc po tych paru godzinach siedzenia w samochodzie, tuptamy plażą do wiatraka. Tam idealnie trafiamy na wypływające z portu promy. Takie toto duże no!






Dalej spacerem do pustego (jeszcze) portu jachtowego i do miasta, tam przynajmniej jakiś statek stoi ;)




Wieczorem nie czujemy nóg, zwłaszcza ja.

Dzień drugi. Poniedziałek.
Słońce, czasem deszcz, ale wiatrzysko jak diabli! Takie toto lodowate, że aż muszę wejść do sklepu po czapkę dresówkę. A potem to już mi wszystko jedno, czy wieje. Czapka jest, można ruszać "w miasto".
Jako pierwsza na cel zostaje wzięta wieża widokowa. Tylko 200schodków w górę.

Na górze :)

Widoki z góry z wieży widokowej.

Na górze wieje jeszcze bardziej. No cóż, trzeba się trzymać i trzymać też aparat. Szybko oglądamy okolicę i schodzimy na dół. Tam wypijamy ciepłą herbatkę z cytrynką. I idziemy dalej. Pięknym parkiem na promenadę oraz oczywiście plażę!

Chmury wiszą nisko nad nami, tworząc niesamowite dzieło sztuki włącznie z morzem i plażą, po której piasek sunie niczym na Saharze.



Na dziś mamy w planie .. Niemcy. Nastawiliśmy się, że przejdziemy plażą. Jednak piach tak sypał w oczy, że parę kroków i w tył zwrot! Wracamy pod hotel i wsiadamy w kolej UBB i za 2,50 E/os wyjeżdżamy do Niemiec ;)
Tak na prawdę jedziemy tylko do Ahlbecku. Dla mnie to taka podróż wspomnień. Byłam tu lata temu, z moją klasą na tzw. zielonej szkole. Wszystko jest do dziś, jednak miejsca są ciut poprzerabiane. Ale czego się spodziewać, 20 lat to kopa czasu.


Wysiadamy na stacji Seebad Ahlbeck. Po drodze zaczyna padać deszcz, ale to nic. Nie da się zawrócić ;) więc jedziemy. Spacer ślicznymi uliczkami.
Te domki są jedyne w swoim rodzaju. Bardzo wszystko zadbane, czysto, bez śmieci! Docieramy do promenady. Wszędzie mnóstwo kwiatów, fontanny działają. Jest na co popatrzeć. Kawiarenki pootwierane. W Świnoujściu pozamykane większość miejsc.


Docieramy do głównego miejsca, spacerujemy po molo, wspominam sobie czasy, kiedy z kolegami i koleżankami tu biegaliśmy.

 

Spacerkiem wracamy ponownie na dworzec, skąd jedziemy znów koleją UBB do Świnoujścia.


 Koniec cz.1

20 kwietnia 2015

Świnoujście cz.2

We wtorek (dzień trzeci) obieramy kurs - latarnia morska.
Ale najpierw, po przepysznym śniadanku, wchodzimy do małego starego kościółka.
Dokładnie to kościół p.w. Chrystusa Króla. W środku ma śliczny drewniany sufit a pod nim wisi drewniany duży statek.


Po kościele wyruszamy na przeprawę promową.
Pieszo, samochód stoi pod hotelem :)
Na promie było mega zimno, wiało. Ale potem podczas marszu szybko się zagrzaliśmy.
Wcześniej, w hotelu sprawdzaliśmy mapę. Mieliśmy również internet w razie w w telefonie.
Wysiadamy z promu i idziemy, idzieeemy, idzieeeeeemy.
Okazuje się, że docieramy do mega budowy, którą jest.... tadaaaam! słynny gazoport! Ups..:/
Przez ten oto nieszczęsny teren nasza droga została bardzo wydłużona. Bardzo bardzo. Bardziej niż bardzo eh.
Gdy w końcu doszlismy do końca tejże budowy, okazało się, że przejścia nie ma i aby dojść do latarni, trzeba iść laskiem. Ale choć znaki są. To już coś.

Najpierw zaszliśmy na plażę.
Sama plaża śliczna, mała, z wydmami.. ale z drugiej strony, niestety przez ten gazoport zeszpecona. Ale ile tu muszli jest! No pełne kieszenie mam. Zarówno muszelek jak i piachu. Ale co tam, tyle cudeniek w jednym miejscu.



Wracamy dalej na ścieżkę i tuptamy do nieszczęsnej latarni.
No wreszcie jest. Latarnia morska w Świnoujściu. Jest najwyższa na całym polskim wybrzeżu! Uruchomiona w 1857r. a na górę prowadzi.. "tylko" 300schodów.
Krętych schodów oczywiście.
Kondycja nie ta, ale tuptam. Co kawałek robię foto, takie dla potomności ;) na zasadzie "tam byłam" ;) Mąż się śmieje, że tygodniami będziemy potem sortować te zdjęcia.
Po drodze wyglądamy przez okienka na statki - tankowce. Ciekawy widok. Wcześniej widzieliśmy je z drugiej strony kanału, a teraz oglądamy od góry.
Jeszcze parę metalowych schodków iiiiii... oto jesteśmy na samej górze! Na samiuśkim szczycie latarni morskiej. OMG jakie wiatrzysko. Zrobienie prostych normalnych zdjęć graniczy z cudem, tak aparatem rzuca.



Po max 5 min schodzimy na dół. Po czym kupujemy sobie pamiątkowe dyplomy, pani nam je wypisuje! Ja oczywiście zachwycona. 600schodów to nie byle co w moim stanie (chory kręgosłup i 2x złamana kostka).
Jak już odsapnęliśmy, przychodzi pani i mówi, że tak strasznie wieje, więc ona latarnię zamyka. Ależ mamy farta no!
Do miasta, na przeprawę promową, docieramy już zamówioną taxi, gdyż nie jesteśmy w stanie dalej iść. Droga jest bardzo daleka, w dodatku zaczęło padać, więc nie jest to idealny moment na taką trasę.
Jednak po przeprawie promowej do hotelu również jest niezły kawałek.
Nogi bolą przeokrutnie, ale zaciskam zęby i tuptam za mężem.
Gdy docieramy do hotelu, nie mamy już totalnie sił na nic, więc schodzimy tylko na dół i udajemy się do pizzerii.
Śpimy jak zabici.

Rano, w środę, dnia czwartego, wstajemy (ależ mam zakwasyy :/ ), a za oknami...cudowne słońce! W pobliskiej biedronce kupujemy zwykły pszenny chlebek dla mew.
Dzisiejszy dzień spędzamy na plaży. Spacerujemy, leżymy na kocyku, czytamy książki. Karmimy mewy. Pogoda jest piękna! Odważyłam się zdjąć buty i zanurzyć stopy w miękkim piasku i .. lodowatej wodzie. Mewy idealnie pozują nam do zdjęć.


Środa jest przed ostatnim dniem w Świnoujściu, więc po plażingu wracamy do hotelu, obijamy się, odpoczywamy. Trochę już (z bólem serca) się pakujemy.

Wieczorem jednak idziemy jeszcze na spacerek. Tym razem innymi uliczkami miasta niż do tej pory. Docieramy pod dom wczasowy Rybniczanka. To tam moi rodzice i babcia jeździli na wczasy, jako młodzi ludzie :)



Później na plażę, znów pokarmić mewy. Takie wygłodniałe są, że aż miło popatrzeć, jak wszystko zjadają w locie ;) Spacerujemy jeszcze po plaży o zachodzie słońca :)






Dalej docieramy na promenadę i do jednej z knajpek wchodzimy na rybkę. Jedzenie przeeeepyszne. Rybka miód malina. Jedno z kilku miejsc otwarte. Koszt troszkę przekroczył nasz budżet, ale raz nie zawsze.

Czwartek, to już piąty dzień. Wyjeżdżamy ze Świnoujścia :(
Ale przed nami "po drodze" jeszcze: żubry i Międzyzdroje.

Rano po śniadanku, wymeldowujemy się i wrzucamy wszystkie bagaże do samochodu.
Idziemy ostatni raz na plażę, ponownie karmić mewy.




Po drodze zajeżdżamy jeszcze raz pod latarnię. Z tego wszystkiego zapomnieliśmy zrobić fotki samej latarni.
Tak więc oto ona ;)



I jeszcze na plażę - przy latarnii, z pudełkiem po muszelki.

I dalej kierunek: Wapnica. Oglądamy piękne turkusowe jeziorko, spacerek i jedziemy dalej.


Jedziemy do żubrów.
Samodchód zostawiamy na parkingu i spacerem lasem docieramy do zagrody żubrów.
Niestety, łobuzy poszły tak daleko, że gołym okiem ciężko było je dostrzec. Dobrze, że aparat ma zoom ;)


Wracamy do samochodu i jedziemy do Międzyzdrojów. Spacerek do centrum, aleja gwiazd i obowiązkowe odciskanie łapek.
Spacerujemy po molo, siadamy na ławeczce, ale tak strasznie wieje, że mimo słoneczka się nie da, więc wracamy na ląd ;) zjadamy pyszne gofry i jedziemy do domku.


Koniec cz. 2