20 kwietnia 2015

Świnoujście cz.2

We wtorek (dzień trzeci) obieramy kurs - latarnia morska.
Ale najpierw, po przepysznym śniadanku, wchodzimy do małego starego kościółka.
Dokładnie to kościół p.w. Chrystusa Króla. W środku ma śliczny drewniany sufit a pod nim wisi drewniany duży statek.


Po kościele wyruszamy na przeprawę promową.
Pieszo, samochód stoi pod hotelem :)
Na promie było mega zimno, wiało. Ale potem podczas marszu szybko się zagrzaliśmy.
Wcześniej, w hotelu sprawdzaliśmy mapę. Mieliśmy również internet w razie w w telefonie.
Wysiadamy z promu i idziemy, idzieeemy, idzieeeeeemy.
Okazuje się, że docieramy do mega budowy, którą jest.... tadaaaam! słynny gazoport! Ups..:/
Przez ten oto nieszczęsny teren nasza droga została bardzo wydłużona. Bardzo bardzo. Bardziej niż bardzo eh.
Gdy w końcu doszlismy do końca tejże budowy, okazało się, że przejścia nie ma i aby dojść do latarni, trzeba iść laskiem. Ale choć znaki są. To już coś.

Najpierw zaszliśmy na plażę.
Sama plaża śliczna, mała, z wydmami.. ale z drugiej strony, niestety przez ten gazoport zeszpecona. Ale ile tu muszli jest! No pełne kieszenie mam. Zarówno muszelek jak i piachu. Ale co tam, tyle cudeniek w jednym miejscu.



Wracamy dalej na ścieżkę i tuptamy do nieszczęsnej latarni.
No wreszcie jest. Latarnia morska w Świnoujściu. Jest najwyższa na całym polskim wybrzeżu! Uruchomiona w 1857r. a na górę prowadzi.. "tylko" 300schodów.
Krętych schodów oczywiście.
Kondycja nie ta, ale tuptam. Co kawałek robię foto, takie dla potomności ;) na zasadzie "tam byłam" ;) Mąż się śmieje, że tygodniami będziemy potem sortować te zdjęcia.
Po drodze wyglądamy przez okienka na statki - tankowce. Ciekawy widok. Wcześniej widzieliśmy je z drugiej strony kanału, a teraz oglądamy od góry.
Jeszcze parę metalowych schodków iiiiii... oto jesteśmy na samej górze! Na samiuśkim szczycie latarni morskiej. OMG jakie wiatrzysko. Zrobienie prostych normalnych zdjęć graniczy z cudem, tak aparatem rzuca.



Po max 5 min schodzimy na dół. Po czym kupujemy sobie pamiątkowe dyplomy, pani nam je wypisuje! Ja oczywiście zachwycona. 600schodów to nie byle co w moim stanie (chory kręgosłup i 2x złamana kostka).
Jak już odsapnęliśmy, przychodzi pani i mówi, że tak strasznie wieje, więc ona latarnię zamyka. Ależ mamy farta no!
Do miasta, na przeprawę promową, docieramy już zamówioną taxi, gdyż nie jesteśmy w stanie dalej iść. Droga jest bardzo daleka, w dodatku zaczęło padać, więc nie jest to idealny moment na taką trasę.
Jednak po przeprawie promowej do hotelu również jest niezły kawałek.
Nogi bolą przeokrutnie, ale zaciskam zęby i tuptam za mężem.
Gdy docieramy do hotelu, nie mamy już totalnie sił na nic, więc schodzimy tylko na dół i udajemy się do pizzerii.
Śpimy jak zabici.

Rano, w środę, dnia czwartego, wstajemy (ależ mam zakwasyy :/ ), a za oknami...cudowne słońce! W pobliskiej biedronce kupujemy zwykły pszenny chlebek dla mew.
Dzisiejszy dzień spędzamy na plaży. Spacerujemy, leżymy na kocyku, czytamy książki. Karmimy mewy. Pogoda jest piękna! Odważyłam się zdjąć buty i zanurzyć stopy w miękkim piasku i .. lodowatej wodzie. Mewy idealnie pozują nam do zdjęć.


Środa jest przed ostatnim dniem w Świnoujściu, więc po plażingu wracamy do hotelu, obijamy się, odpoczywamy. Trochę już (z bólem serca) się pakujemy.

Wieczorem jednak idziemy jeszcze na spacerek. Tym razem innymi uliczkami miasta niż do tej pory. Docieramy pod dom wczasowy Rybniczanka. To tam moi rodzice i babcia jeździli na wczasy, jako młodzi ludzie :)



Później na plażę, znów pokarmić mewy. Takie wygłodniałe są, że aż miło popatrzeć, jak wszystko zjadają w locie ;) Spacerujemy jeszcze po plaży o zachodzie słońca :)






Dalej docieramy na promenadę i do jednej z knajpek wchodzimy na rybkę. Jedzenie przeeeepyszne. Rybka miód malina. Jedno z kilku miejsc otwarte. Koszt troszkę przekroczył nasz budżet, ale raz nie zawsze.

Czwartek, to już piąty dzień. Wyjeżdżamy ze Świnoujścia :(
Ale przed nami "po drodze" jeszcze: żubry i Międzyzdroje.

Rano po śniadanku, wymeldowujemy się i wrzucamy wszystkie bagaże do samochodu.
Idziemy ostatni raz na plażę, ponownie karmić mewy.




Po drodze zajeżdżamy jeszcze raz pod latarnię. Z tego wszystkiego zapomnieliśmy zrobić fotki samej latarni.
Tak więc oto ona ;)



I jeszcze na plażę - przy latarnii, z pudełkiem po muszelki.

I dalej kierunek: Wapnica. Oglądamy piękne turkusowe jeziorko, spacerek i jedziemy dalej.


Jedziemy do żubrów.
Samodchód zostawiamy na parkingu i spacerem lasem docieramy do zagrody żubrów.
Niestety, łobuzy poszły tak daleko, że gołym okiem ciężko było je dostrzec. Dobrze, że aparat ma zoom ;)


Wracamy do samochodu i jedziemy do Międzyzdrojów. Spacerek do centrum, aleja gwiazd i obowiązkowe odciskanie łapek.
Spacerujemy po molo, siadamy na ławeczce, ale tak strasznie wieje, że mimo słoneczka się nie da, więc wracamy na ląd ;) zjadamy pyszne gofry i jedziemy do domku.


Koniec cz. 2

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Cieszymy się, że do nas zaglądacie!!
Prosimy, zostawcie po sobie ślad w postaci komentarza!