30 listopada 2019

Budapeszt z roczniakiem - zwiedzanie cz.2


Środa wita nas cudownym słońcem i ciepłem!!! Taką pogodę zapowiadali na cały nasz pobyt w chwili kupowania biletów...ja również odsyskuję energię.

Po pysznym śniadaniu szybko się zbieramy i lecimy podbijać Budapeszt.

Pogoda tak piękna, że momentami chodzimy tylko w bluzach!

Tym razem idziemy prosto w kierunku Mostu Elżbiety i dalej - na Górę Gellerta.



Góra Gellerta
Po przestudiowaniu przewodnika wiemy już skąd zacząć - od schodów przy nieczynnej fontannie ;) Jak się później okazało, kolejne wejście jest przy Moście Wolności (na lewo od Mostu Elżbiety, przy hotelu Gellert; my szliśmy w prawo). Z tej strony jest też plac zabaw. Ale to nic,
daliśmy radę.


Klara ląduje w nosidle na mnie, Krzyś zabiera torbę od wózka i złożony wózek.

No i wio za ludźmi do góry.

Po prostu idziemy. Klara częściowo nawet tupta na własnych nóżkach!

Jak trzeba, wnosimy po schodach wózek razem z Klarą.

Jest piękna jesień. Choć droga śliska momentami, bo wczoraj padało więc liście mokre.
Pomiędzy liśćmi dostrzegamy panoramę miasta.



Na górze spotykamy kilku ciekawych panów, którzy naciągają turystów na grę w ukryte kostki pod kubkiem. Przy okazji udawali, że się nie znają, srata tata, byle zabujać turystów.
Sporo osób dawało się nabrać na ich zagrywki tracąc przy okazji kasę.


Jest tam świetny punkt widokowy na najpiękniejszą część Budapesztu - Dunaj, Most Łańcuchowy, Parlament i Wzgórze Zamkowe.

Kawałeczek dalej są kawiarenki, dwa kramiki z pamiątkami. Idąc jeszcze dalej znajdujemy właściwe miejsce - pomnik Wolności. Dalej oglądamy cudowną panoramę miasta i kierujemy się w dół.
W przeciągu kilku minut pogoda zaczyna się zmieniać, nadciągają chmury i o 14tej nie ma już śladu po przepięknej wczesnojesiennej pogodzie.

Pogoda się zaczęła zmieniać zaczyna mżyć, spędzamy jeszcze troszkę czasu na małym placyku zabaw. I kierujemy się, mimo wszystko, pod Wzgórze Zamkowe.




Wzgórze Zamkowe i Zamek Królewski
Po zabawie na placu zabaw zmierzamy do historycznej kolejki. Po wykupieniu biletów wchodzimy i od razu ruszamy kolejką w górę. Klara nie śpi, biorę ją na ręce i patrzymy we dwie na panoramę Budapesztu.
Szybciutko jesteśmy na górze, pada już deszcz.
Rzucamy okiem na ogrody, tarasy i spacerujemy po okolicy póki nie leje się nam na głowy. Klara tupta na nóżkach, zwiedza każdy kąt.


Kierujemy się pod Pałac Sandorów, troszkę spacerujemy, ale pada coraz bardziej. Szukamy schronienia i ciepłego obiadu, znajdujemy go w knajpce tuż obok poczty.

Udaje się nam przewijąć, nakarmić (jest dostęp do mikrofali, można odgrzać słoiczek!) i uśpić Klarę. Sami zjadamy gulasz, ale wcale najlepszy nie jest :/
Dobrze, że bobo nie jadło.

Całe wzgórze zamkowe jest wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.



Następnie w deszczu kierujemy się do Kościoła św Macieja.
Przed kościołem stoi Kolumna Św. Trójcy na Placu Św. Trójcy.


Bilety kupujemy w kasie obok kościoła. Maluch bezpłatnie oczywiście wchodzi.

Po zwiedzeniu dołu można wejść na górę i zobaczyć mini muzeum.

Wygląd obecny kościoła pochodzi z 1970 roku. Wewnątrz podziwiamy piękne freski, zdobienia.. łuki i ogromne okna z witrażami.
Przede wszystkim zewnętrzny dach kościoła sw Macieja jest świetny, nietypowy, jednak przy pochmurnej ulewnej pogodzie nie przyglądamy mu się długo ;)



Po zwiedzeniu kościoła, kierujemy się na Basztę Rybacką, a tam..tłum! Kolejka ludzi stoi aż na placu poniżej schodów.

Nie decydujemy się wchodzić, ze względu na śpioszka w wózku.

Spacerujemy i podziwiamy przepiękną panoramę Budapesztu (w tym Parlament) w wieczornym oświetleniu i wracamy pod zamek.

Tam jeszcze sama (wózek po kocich łbach nie daje rady, a Klara śpi) robię spacer wokół dziedzińca zamkowego.
Podziwiam fontannę przedstawiająca polowanie króla Macieja Korwina. Budowa fontanny zakończyła się w 1904 roku i była częścią prac rekonstrukcyjnych Zamku Królewskiego.
Niestety, fontanną jest z nazwy, bo wody nie ma ani grama w niej ;) może latem woda jest?

Wieczorem zamek jest przepięknie oświetlony.


Po powrocie do Krzyśka i Klary decydujemy się (już wyspanej) zjechać na dół i powolutku spacerem (przestało padać!) wróciliśmy Mostem Łańcuchowym pod Bazylikę.

Stamtąd podeszliśmy na tradycyjnego langosza do małej budki, ale bardzo polecanej.
Głównymi składnikami ciasta na langosza są mąka pszenna, drożdże, gotowane utłuczone ziemniaki, mleko, cukier, sól i olej. Formowany jest placek ala pizza i siup do głębokiego tłuszczu. Na to dodatki - sos czosnkowy, ser a reszta wg uznania - co kto lubi.
Zjedliśmy jeden na spółkę i już. Nie powaliło nas na kolana. Dobre, ale nie żeby się tym ciągle obżerać.
Wydawało się ze wszystko spoko. Poszliśmy spać, a dopiero nad ranem umieraliśmy...
Jak dobrze, że Klara nie jadła...

                     Koniec części 2.

Budapeszt z roczniakiem - zwiedzanie cz.1

Wielka Synagoga.
Jako pierwszą, popołudniu po przylocie zobaczyliśmy Wielką Synagogę.
Jest to największa Synagoga w Europie! mieści 3000 osób.
Synagoga ma 75 metrów długości i 27 metrów szerokości. Obecny wygląd jest od 1996r kiedy została odbudowana po wysadzeniu w powietrze w 1939r.
Nie weszliśmy do środka, jedynie obeszliśmy ją z zewnątrz. Wiemy, że jest udostępniona do zwiedzania. Ale raczej w godzinach dopołudniowych.
Wieczorem jest pięknie oświetlona.



Bazylika św Stefana.
W strugach deszczu udaje się nam do niej dotrzeć. Z hotelu to ok 30 min z wózkiem.
Bazylika jest największym kościołem stolicy Węgier. Może pomieścić do 8500 wiernych. Obecnie jest konkatedrą archidiecezji Ostrzyhom-Budapeszt.
Zwieńczeniem bazyliki jest 96-metrowa kopuła z mozaiką przedstawiająca Boga Ojca.
Po wejściu do środka dopiero ukazuje się jej piękno, zdobienia, malunki no i ten ogrom!
Ołtarz odgrodzony, w ogóle boczne ołtarze również odgrodzone. Fajnie, bo wtedy nikt tego nie niszczy. Tylko naszej Klarci podobał się sznur haha.
Kopuła jest też wieżą widokową, ale my się nie decydujemy na wejście.
Przy wejściu wewnątrz, siedział ksiądz, trochę ogarniał zwiedzających - grupy. Oprócz tego przy wejściu jest skrzynka i wszyscy wyrzucali drobne na utrzymanie bazyliki.

Przy katedrze jest też spory plac, są kawiarenki.
Bez problemu można puścić dziecko żeby sobie pochodziło - nie ma samochodów.

Stamtąd już bardzo niedaleko (dosłownie 5 min) do słynnego Mostu Łańcuchowego. No i droga do niego prowadzi takim deptakiem, przy którym są sklepiki z pamiątkami oraz kawiarnie.

Jednak most później, my najpierw wędrujemy do California Coffee Company, gdzie pijemy ciepłą herbatę, suszymy się, a nasza Klara zjada ciepłą kaszkę (dostaliśmy gorącą wodę).
Z pełnymi brzuszkami idziemy dalej zwiedzać.
Pada coraz bardziej.
Klara zasypia w wózku.


Most Łańcuchowy.
W strugach deszczu, w zimnie jest potężny ale i smutny, nijaki. A Dunaj szary, bo pada, tramwaje wodne pływają. Parlamentu prawie nie widać, Zamek i Góra Gellerta ledwo widoczne.


Przechodzimy aż pod wzgórze zamkowe.


Dalej już wzdłuż Dunaju po stronie Budy, kierujemy się w stronę Mostu Elżbiety.


Po jego przejściu kierujemy się w pierwszą boczną ulicę, również deptak pełny sklepów.
Idziemy do końca i wychodzimy pod Halą Targową Vásárcsarnok.
Przy okazji podziwiamy tramwaje podobne do poznańskich.
Wreszcie przestaje padać!! I tak jesteśmy przemoczeni, ale już nie mokniemy :D


Hala Targowa Vásárcsarnok.
Miejsce z duszą!!
Obchodzimy halę na parterze, windą (co bardzo nas cieszy) wyjeżdżamy na górę. Tam oprócz rękodzieła, zabawek i pamiątek są miejsca z lokalnym jedzeniem. Niestety, brakuje miejsca dla nas z wózkiem, nie ma też za bardzo miejsca, żeby Klara mogła zjeść z nami, więc nie decydujemy się tam zostać.
Spacerujemy, oglądamy, kupujemy tylko niewielką pamiątkę dla siebie.


Wracamy, w kolejnej ulewie, do hotelu.
Już w hotelu zjadamy gorącą zupę gulaszową, ale szału nie ma :/ raz nie zawsze.

Za to Klara zachwycona szaleje do upadłego w kąciku zabaw dla dzieci w hotelowej restauracji.

Modlimy się, by nasze kurtki i buty do rana były suche. Bo w przeciwieństwie do naszej córeczki mamy po jednej kurtce i jednej parze butów.

                         Koniec części 1.

19 listopada 2019

Budapeszt z roczniakiem - lot, hotel, transfer.

Od dawna chcieliśmy tam pojechać.

Nadarzyła się okazja. Ryanair wprowadził loty do Budapesztu. Śledziliśmy ceny biletów, wiedzieliśmy więc mniej więcej czego oczekiwać.

Gdy tylko w ręku trzymaliśmy dowód naszej Dziewczynki, kupiłam bilety na samolot, znalazłam polecany hotel na booking.com i rozpoczęliśmy odliczanie do urlopu.


Lot.
Trasa Poznań - Budapeszt.
Z Poznania lata Ryanair. Czas lotu..1 godzina! Nie 1,5g jak jest na stronie przewoźnika.
Wybraliśmy opcję "bagaż 10 kg do luku".
Oprócz tego każde z nas miało mały bagaż podręczny.

Na lotnisku Ławica do odprawy musieliśmy oddać wszystko, włącznie z opróżnionym i złożonym wózkiem. 

Osobno Klary picie szło (niekapek), tubki też osobno, nurofen (syrop) też.
I osobno kilka naszych kosmetyków pakowanych w torebkę strunową w pojemnikach po 100 ml każdy, całość ok. 800 ml (z Klary piciem).
Dość długo czekaliśmy w kolejce do bramek, nikt nas nie przepuścił, ale piesek kontrolujący bagaże na lotnisku nas uratował :)
Wszystko oddali, nasze torby, ale wózka i picia brak. Dopiero po około 10 min oddali wózek. Chwilę później Klarci niekapek.

Co ciekawe, wykupiliśmy miejsca obok siebie. Podczas odprawy w sobotę. W samolocie zaproponowano nam oddzielne i zupełnie inne niż te wykupione. Informowaliśmy, że specjalnie było wykupione żeby być razem. Głównie ze względu na malucha... koniec końców łaskawie poprosili innych pasażerów o zamianę miejsc (było chyba z 15 pojedynczych miejsc wolnych).
Do samolotu weszliśmy jako ostatni. I ostatni wychodziliśmy z niego po wylądowaniu.
A pas dla Klary dostaliśmy przy wejściu do samolotu. Pokazano nam jak go zapiąć do pasa mojego. Uparli się ze mała ma siedzieć na mnie (bo ja miałam Klarę do siebie przypisaną) od przejścia w samolocie.

Jak Klara zniosła swój pierwszy lot?
Bez problemu.
Trochę się buntowała przy pasach, ale piciu, chrupki, smok i książeczka dały radę. Gdy było bardzo źle, uśpiłam ją w nosidełku w wc, było cicho czysto i dało się malca wyciszyć. 13ta na zegarku to mniej więcej czas na drzemkę, a pobudka była po 6tej.


Trasa Budapeszt - Poznań.
Tak samo jak w Poznaniu wszystko oddane osobno, z tymże tym razem nie było naszych kosmetyków, tylko 2 tubki po 90 ml zamknięte, niekapek, mleko w proszku (porcja) i 90 ml wody w butelce.
I do tego mleka się przyczepili. Tłumaczyłam ze ma rok, że to dla niej, że woda i mleko. Zabrali na kontrolę, tak samo niekapek. Udało się i nie wyrzucili.
Niestety, miałam w podręcznym pół szklanki (otwartej) nutelli i wyrzucili :( gadali że regulamin itd. Wyrzucili. Ehh. 

Ja z Klarą jako pierwsza przeszłam. Klara sama przechodziła przez bramki, a dopiero później ja przeszłam. Oni chcieli ją brać na ręce przez te bramki (miałam stać przed, następnie podać im ją i potem sama przejść przez bramki; w Poznaniu przechodziłam z nią razem), ale wiedząc że będzie bunt, wolałam żeby przeszła sama te kilka kroków.
I pani z obsługi nam pomogła gdy przyjechały nasze bagaże. Wózka nie było oczywiście, a mąż nadal w kolejce do przejścia przez bramki stał!
Gdy już oddali mi wózek, było lepiej, bo Klara była bezpieczna (tłumy ludzi i nasza malutka Dziewczynka..a gdyby ją ktoś zabrał?! albo gdyby weszła nie tam gdzie trzeba?), W końcu mogłam się na spokojnie zająć bagażem i odłożyć go na bok, żeby nie blokować przejścia.

Tutaj również mieliśmy wykupione miejsca i siedzieliśmy na nich. Okno i środek. I nikt się nie czepiał.
Pas przynieśli i czekali aż Klara będzie do mnie przypięta. A jak spała w nosidełku, to też kazali zapiąć (lądowanie). Stała stewardessa i czekała aż go zapniemy!

Wózek w obu przypadkach pod samolotem czekał.



Dojazd do miasta i hotelu - garść informacji praktycznych.
Z lotniska jedzie autobus komunikacji miejskiej - linia 100E.
Koszt 900HUF/os. (Ok12 zł osoba).

Zatrzymuje się na dwóch stacjach (Kálvin tér i Astoria) jadąc do centrum; z czego druga to już blisko hotelu.
Zaraz po wyjściu z lotniska widać biletomaty i same busy. Przed wyjściem z lotniska jest też informacja gdzie co i jak jeśli chodzi o bilety komunikacji. Tam można też je zakupić.

W autobusie babeczka od kontroli (przed wejściem do autobusu sprawdzają bilety!) jak nas zobaczyła (śpiąca Klara w nosidełku, wózek, bagaż) to zrobiła raban i wygoniła siedzących ludzi na środku (gdzie były oznaczenia dla wózka i inwalidów) nas tam usadziła. Nie trzeba było 40 min stać :D
Wysiada się (jadąc do hotelu w którym mieszkaliśmy) na przystanku "Astoria".

Uwaga!! Przejazd powrotny (miasto - lotnisko) jest z przystanku Kálvin tér (na Astorii zatrzymuje się tylko w nocy jadąc na lotnisko).

Od przystanku "Astoria" mijając stację Metra i tramwaje, jest ok 15 min drogi do hotelu spacerem.



Hotel.
Wybraliśmy hotel Ibis Syles Budapest Center.
I to był strzał w 10!
Wybierając pokój dwuosobowy poprosiłam o łóżeczko turystyczne dla Klary, prosiłam też o cichy pokój. I to wszystko zostało spełnione, co nas bardzo ucieszyło.
Pokój niewielki, ale naszej trójce odpowiadał.
Bardzo czysto, ręczniki (nawet Klara w łóżeczku miała ręcznik :) ), żel pod prysznicem.
Mega wygodne łóżko!

Klarci łóżeczko też ok, ale z jednej strony ciut naderwane (ale wystarczyło ją inaczej ułożyć i było ok).

Na dole przy recepcji stał automat, były herbaty do wyboru i kawa. To stamtąd braliśmy gorącą wodę dla Klarci na mleczko.

Śniadania hotelowe.
Wędliny, sery, serki topione, pomidory, ogórki, papryki, pasty do chleba, kiełbaski, jajka, jajecznica, dżemy i miód.. soki, kawa i herbata (do wyboru herbaty).
Pieczywo oraz słodkie bułeczki. Owoce.
No i hit - gofry! Było ciasto, mogliśmy sobie robić z czym się chciało. Klara konsumowała nawet bez dodatków. Przy śniadaniu poprosiliśmy o krzesełko do karmienia, bez problemu dostaliśmy.



Obsługa pomocna. Bardzo miło, bez żadnego problemu uzyskiwaliśmy wszelkie potrzebne informacje.
Hotel jest w starej, odnowionej kamienicy.


Obok hotelu, dosłownie 2 min drogi, jest Lidl.
5 min spacerem do stacji metra Blaha Lujza tér (jakby na końcu lidla ;) ). Do Mostu Elżbiety w linii prostej jest ok. 30min spacerem.
Do Mostu Łańcuchowego ok.45min spacerem.