30 czerwca 2012

Minorka na luzie cz1.

Na Minorkę zostaliśmy zaproszeni do znajomych, którzy byli rezydentami w jednej z willi w miejscowości Binixica.
A, że oprócz nich nie było tam nikogo, to mogliśmy skorzystać i przeżyć piękne wakacje.

Loty.
Na Minorkę lecimy liniami Wizz Air. Poznań - Barcelona. Przesiadka w Barcy. I liniami Vueling lecimy z Barcelony do Mao.
W Barcelonie trzeba autobusikami przedostać się na pierwszy terminal. Przylatuje się na drugi.
Nie było to problemem - znajomi wcześniej wyjaśnili nam co gdzie i jak, ale były na lotnisku infromacje.
Poza tym, bardzo dużo osób z naszego samolotu również się przesiadało.



Przylatujemy na Minorkę późnym wieczorem. Wylot z Barcy jest o 22, lot trwa 40min, ale zanim odebraliśmy bagaż, zrobiła się 23-cia prawie.
Znajomi już na nas czekają i ich samochodem jedziemy do willi.
Mimo wieczoru, czuliśmy mega podekscytowanie. Pierwsze wakacje wspólne zagranicą.
Nie ma noclegów w hotelu.. jak będzie?
Willa okazała się cudowna, ogromna, w śródziemnomorskim stylu. Coś, co uwielbiam!
Do naszej dyspozycji jest super duży pokój z łazienką. Ma się wrażenie, jakby tam nikt nie mieszkał. Tak wszystko czyste i zadbane.

Pierwszy dzień pobytu na Minorce wita nas cudownym słońcem. I cudownym ciepłem. A jest końcówka czerwca!
Nasz pierwszy dzień, to totalny luz. Późne spokojne śniadanko przy basenie, później oczywiście kąpiele w basenie i pierwsze opalanie!




Po obiadku przyszedł czas na pierwsze zwiedzanie.
Na pierwszy ogień stolica - Mahon (Mao).
Zostawiamy samochód na parkingu i pieszo idziemy "w miasto". Spacerkiem, bo słońce daje czadu!
Na pierwszy rzut oka - lazurowe cudowne morze i.. schody...wszędzie schody... takim sposobem Minorkańczycy przedostają się z portu do miasta i odwrotnie. Najszybsza trasa, ale przy 34st upale - prawie zabójstwo ;)




Oprócz tego, spacerujemy wśród cudownych zielonych palm, a nad nami górują ogromne skały! A na nich, jak gdyby nigdy nic stoją domy, hotele, wille.. :)




Spacerem przechodzimy do portu, który jest największym naturalnym portem na Morzu Śródziemnym. mierzy 6 km długości i 1200 m szerokości.

 Kilka ujęć z portu w Mao. 

Spacer cudownymi uliczkami, pierwsze wizyty w sklepach z lokalnymi wyrobami i to tyle, jeśli chodzi o pierwszy dzień w stolicy Minorki. 
Tam też w jednej z kafejek zaliczamy pierwsze jedzonko na Minorce i wypiliśmy przepyszny sok świeżo wyciskany z pomarańczy!


Później odwiedziliśmy też plażę. Pierwsza plaża, zarazem najbliższa od naszej miejscowości. 
Cala`n Porter. Jak dla mnie najpiękniejsza, mimo iż malutka.
Mimo godziny 18-tej słoneczko prażyło niesamowicie!
A widokiiii poprostu zapierały dech w piersiach. Cala'n Porter znajduje się na południowo-wschodnim wybrzeżu Minorki. Wokół jest wszystko, czego turysta zapragnie, jednak my skupiamy się na podziwianiu cudownych skał pokrytych zielenią drzew i na cudownym, ciepłym morzu.
Zaliczamy też pierwszą kąpiel w Morzu Śródziemnym! Bosko!!!



Za mną jest morze (to na zdj. wyżej :) ).

Dzień drugi to laba.
Totalna laba, kąpiele w basenie, opalanko i smażing.



Tym razem wyjazd na plażę w Son Bou. Popołudniu. Ale słońce i tak nieźle grzało!
Jest totalnie inna od poprzedniej. Wyglądem przypomina normalną nadmorską plażę, jakich wiele w kurortach.  
Opalamy się, spacerujemy, podziwiamy widoki.




Dzień trzeci.
Wracamy do stolicy Minorki, Mahon (Mao). Znów troszkę spacerujemy i przy okazji odwiedzamy
Destylarnię Xoriguer – przy porcie jest destylarnia dżinu Xoriguer. Podczas wizyty można poznać tajniki produkcji oraz historię ginu. Oprócz degustacji i zakupu lokalnych ginów, można tu zakupić np. minorkańskie sery! tego się nie spodziewałam ;) 




Dzień czwarty.
Ponownie laba.
A wieczorkiem jedziemy do najpiękniejszego miejsca, w jakim byliśmy. Jedyne, niepowtarzalne, przecudowne miejce. Cova Den Xoroi.
Pub mieści się we wnętrzu naturalnej jaskini. Jej okna wychodzą w połowie wysokiego, 50-metrowego klifu. Na morze oczywiście. Do środka jaskini schodzimy po stopniach wykutych w skale, wzdłuż których znajduje się drewniana barierka, która zabezpiecza turystów przed stoczeniem się na sam dół ogromnego urwiska.Widoki nieziemskie, niezapomniane.




Dzień piąty zaczynamy targiem rybnym i wizytą w sklepach z lokalnymi wyrobami Minorki. Można tu kupić, oprócz jedzenia, minorkańskie sandały, torebki czy poprostu pamiątki.

Po shoppingu, wróciliśmy do portu, skąd popłynęliśmy w mały rejsik statkiem, dookoła wyspy.
Płynąc, podziwiamy cudowne wille, skały. 






Po prawej stronie mijamy część fortu de Marlborough. Po lewej stronie Illa de Llazaret - wyspę służąca jako miejsce  kwarantanny (od 1490r) - przywożono tutaj chorych na dżumę, cholerę i żółtą gorączkę. (zdjęcie poniżej)



Dzień szósty.
Spacer cudownymi uliczkami po Es Castel. Założycielami miasta byli brytyjscy wojskowi, którzy stworzyli tu punkt obrony portu w Mao. Miasteczko leży ok.2 km od stolicy Minorki.
Idealne miejsce by wypić poranny soczek i kawkę w porcie.

Koniec części 1.