1 grudnia 2017

Santorini cz.1

Poznań żegna nas chmurami.
W Warszawie istne oberwanie chmury.
Wstajemy o 2 w nocy i w mega ulewie biegiem do taksówki.
Ale to nas nie załamuje. Za kilka godzin będziemy w ciepłym upalnym i słonecznym miejscu!!
Po raz drugi wybieramy się z biurem podróży, tym razem Grecos.


Podróż na Santorini. 
Dzień pierwszy.

Na lotnisku pustki, ale gdy otwierają nasze bramki, okazuje się, że już dość sporo ludzi przed nami.
Niestety, tuż przed planowym odlotem (wylot miał być o 6:30) okazuje się, że jest on opóźniony o 2 godziny!!! Spać się nie da, choć niektórzy się decydują na ten krok. Czytać też nie bardzo, zbyt duży gwar. Zaczyna się niecierpliwe oczekiwanie na samolot..na lot.

Lot mamy w dzień, można sobie podziwiać chmurki i miejsca gdzie widać kawałek lądu.
Niestety kilka razy wpadamy w turbulencje dość porządne. Miejsca w samolocie są w połowie. Na szczęście obok siebie i nie na ogonie ;)

Po "długich" niecierpliwych 2,5 godzinach jesteśmy wreszcie nad Santorini.

Z góry wyspa sprawia wrażenie wyludnionej ;)
Kiedyś, przed ok. 1600 r. p.n.e., wyspa była okrągła. Obecnie jest takim półksiężycem lub rogalem - różnie mieszkańcy mówią.
Wielka erupcja wulkanu spowodowała podział wyspy na Firę, Thirassię i Aspronisi, które otaczają krater, a wewnątrz którego znajdują się Palaia Kameni i Nea Kameni (sam wulkan - kratery).


Wyspa Santorini jest jedyną, której osady nie są zbudowane na poziomie morza, ale na wewnętrznych krawędziach ścian krateru.
Santoryni jest znane z lokalnie produkowanego wina, przede wszystkim z odmiany Assyrtiko.
Krzewy winne są uprawiane bez podpórek i krótko przycinane tuż nad ziemią - często są to takie gniazdka winne, by ograniczyć narażenie krzewów na wiatry.

Lotnisko wita nas ogromnym upałem i palącym słońcem.
A my w grubych swetrach hihi.  Niektóre panie szybko w wc się przebierały. My stwierdzamy, że się nie roztopimy i już :D


Po dosłownie kilkunastu minutach jazdy autokarem jesteśmy w Kamari.
Na lotnisku dostajemy od rezydentki wszelkie informacje. Zostają przydzielone hotele, które wybrali klienci biura podróży i poinformowano nas kto kiedy wysiada :) 


W hotelu jesteśmy przed 13tą. no i od razu mamy pokój! Choć doba od 14tej dopiero.
Sam hotel to mnóstwo pokoi w jakby bungalowach. Na parterze mieszkają również właściciele obiektu. Hotel jest bardzo urokliwy, ma masę kwiatów i krzewów bugenwilli, a biel i niebieskie elementy sprawiają że .. się rozpływam :D


Szybko się ogarniamy w pokoju i idziemy na spacer zobaczyć okolicę. No i coś zjeść! Pierwszego głoda zabijamy jabłkami zabranymi z Polski ;)
Mimo mega żaru lejącego się z nieba błądzimy ;)
Znajdujemy piekarnię, zjadamy nasze ulubione greckie pastizeri. Tymi samymi przekąskami objadaliśmy się na Evii!
A resztę dnia spędzamy na plaży.
Woda czysta jak kryształ. Wydaje się chłodna. Kamienie na plaży są tak nagrzane, że bez butów do wody nie da się chodzić. Uff całe szczęście, że kupiliśmy je przed wyjazdem.



Dzień drugi.
Fira, stolica Santorini.

Śniadanie mamy do 10tej.
Bardzo zaspani jesteśmy, gdy budzik dzwoni o 8:30..przecież to środek nocy ;)
Śniadanie standardowe, jak wszędzie. Pieczywo (na szczęście normalne pieczywo, nie jak na Evii - tostowe), masło i margaryna, wędlina, ser żółty, jajka (ciepłe). Do tego dżemy, miód, płatki owsiane i zwykłe czekoladowe, jogurt, brzoskwinie z puszki. Kawa, herbata i soki.
Śniadania jemy w pięknym widokiem.
Na bugenwille i (za nimi) na morze. Na tarasie wręcz skąpanym w słońcu.


Po śniadaniu spotkanie z rezydentką w jednej z tawern.
Po nim od razu wyruszamy w pierwszą samodzielną podróż po Santorini, do stolicy.


Wyjeżdżając z Kamari mijamy praktycznie wszędzie pola z winogronami. W dali są góry i miasteczka.
Autobus w ciągu niecałych 15 min dociera do Firy. Co ciekawe, wszystkie autobusy - bez wyjątku - zajeżdżają do Firy i stamtąd udają się w kolejną drogę (punkt przesiadkowy).

Po wyjściu z autokaru szybko trafiamy na plan miasteczka. Idziemy w górę, w zasadzie za tłumem, po kilkuset metrach naszym oczom ukazuje się słynna kaldera.
Widok jest nieziemski, ta przestrzeń, ta biel domków, to granatowe morze w tle... mojego zachwytu nawet nie psują cumujące tam ogromne promy.
Fira wznosi się na klifie o wysokości 260 m n.p.m



Spacerujemy wąskimi uliczkami, wchodzimy do prawosławnej katedry metropolitalnej. O dziwo nikt nie każe się mi zakrywać - pewno są przyzwyczajeni do turystek ;)
Katedra jest jednym z najpiękniejszych budynków sakralnych na całym Santorini.


Następnie spacerując uliczkami docieramy do schodów w dół, które prowadzą do portu. Każdy stopień jest numerowany, w sumie jest ich 580.
Po drodze mijamy osiołki. Chociaż nie - nie są to osiołki. Jak się później okazało, są to muły! Czyli skrzyżowanie osiołka i konika ;) takie zwierzęta są bardziej wytrzymałe.
Na mule można zjechać w dół bądź wyjechać w górę (8E/1os). Byli oczywiście chętni.
Nas oczy wręcz bolały, jak patrzyłam na te zwierzaki w tym 30st upale z ludźmi na grzbiecie.. no ale tak to już jest. U nas w Zakopanem są konie, tu muły.

W pewnym momencie zwierzaki postanowiły zrobić nam psikusa! Stanęły tak, że nie dało się przejść ścieżką! I żadne poklepywanie po zadkach, czy też próby przepchania stworzeń, nie dawały efektu.
Koniec końców, ktoś kto szedł z turystami (jeden z właścicieli zwierząt z tego, co pamiętam) z dołu wydał odpowiednie komendy i towarzystwo raczyło ruszyć zadki :)
A my mieliśmy chwilę by porobić fotki i chwilkę odpocząć w tym palącym słońcu (a przecież mamy połowę września!)

W mega upale schodzimy do mautkiego portu Skala Firas. Port nie ma terminalu dla promów, więc turyści z ogromnych promów na Santorini dostają się mniejszymi stateczkami. Kiedyś to właśnie port w Firze pełnił fukcję głównego portu na Santorini.

Schody to istna patelnia!
Ale widoki z nich - niesamowite. I właśnie dla nich warto było (przynajmniej) schodzić.
Po zejściu do portu okazało się, że w sumie nic tam nie ma. Statki wycieczkowe non stop przypływały z turystami, jeden za drugim. Po krótkim odpoczynku postanawiamy w górę nie iść, tylko wjechać kolejką linową (5E/1os/3min).


Po powrocie jeszcze trochę spacerujemy po Firze.
Docieramy też do głównej katolickiej świątyni na Santorini - do katedry św. Jana Chrzciciela.
Trochę różni się ona od tych wszystkich białych, takich samych domków. Jest brzoskwiniowa i ma szeroką kopułę z dzwonnicą.
Katedrę odbudowano 1975 roku. Po zniszczeniach powstałych podczas trzęsienia ziemii w 1956r.



Dzień kończyny pyszną kolacją. A to wszystko w knajpce z pięknym widokiem na całą Firę i kalderę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Cieszymy się, że do nas zaglądacie!!
Prosimy, zostawcie po sobie ślad w postaci komentarza!