14 sierpnia 2019

Hel z niemowlakiem

Hel, nasze pierwsze zwiedzanie (jeszcze) z niemowlakiem.
Pierwsze poważne noszenie Klary w nosidełku!

Wyjazd z Władysławowa i przejazd na Hel, to ponad godzina "jazdy" a raczej przejazdów i stania w korkach w miejscowościach mijanych po drodze.

Ale być tak blisko i nie pojechać na Hel?
Tym bardziej, że pogoda nieciekawa.


Klara drogę na Hel przespała.
Wyjechaliśmy przed 11-tą, czyli mniej więcej w porze drzemki naszego Brzdąca.
O 9tej rano śniadanko, trochę zabawy w kąciku dla dzieci, a przed wyjazdem jeszcze kaszka i dopiero można jechać :P

Po przyjeździe, samochód zostawiliśmy na jednym z parkingów (oprócz tych stałych, sporo było porobionych specjalnie dla turystów).

Na początek ruszyliśmy do Latarni Morskiej.
Niestety, sporo ludzi pomyślało chyba jak my. Kolejka się nie zmniejszała, a wręcz powiększała.
Później okazało się, że nasza 11 m-c Dziewczynka nie wejdzie, więc odpuściliśmy.
Może następnym razem, jak już będzie duża? teraz już wiemy, że maluchy do 4 lat do latarni nie wejdą.

Spod latarni podjechaliśmy meleksikiem do centrum miasteczka.
Spacerek przez port, chwila na cyplu, fotki i poglądanie statków.
Niebo zachmurzone, jakby lada moment miało lać. Za ciepło też nie jest.
Oczywiście cel - fokarium. Ale i tu spotkała nas przykra niespodzianka - tłum, tłum i jeszcze raz tłum.
I tu też odpuściliśmy. Może gdyby był wózek, gdyby była lepsza pogoda (a nie widmo deszczu) i ten tłum..
Pogoda coraz gorsza, ludzi wszędzie masa, bo nie tylko do kas fokarium, ale i deptak pełen. Ciągle ktoś mnie przetrąca..wchodzi na mnie a ja z przodu mam Malucha który nagle staje się niewidzialny?

Decydujemy się jeszcze wejść do Muzeum Rybołówstwa.
Tam cieplutko, przyjemnie i nawet nasz Brzdąc zainteresowany, w końcu tyle światełek, ludzi, dzieci. Każdy starszy człowiek ją zaczepia ;) A ona zachwycona i rozgląda się za dziećmi.
W sumie muzeum jest związane z historią Bałtyku, rybołówstwem na Zatoce Gdańskiej i Zalewie Wiślanym, dziejami samej Mierzei Helskiej, a także ze współczesnymi problemami związanymi z gospodarką morską. Przy muzeum znajduje się skansen tradycyjnych łodzi rybackich. Które ja pamiętam jeszcze z dzieciństwa :)
Na koniec, po zwiedzaniu całego muzeum, wychodzimy z Klarą na samą górę na wieżę widokową. W górę schodki (na szczęście niewiele) są ok gorzej z zejściem na dół, bo w przód 8 kg ciągnie ;) ale dałam radę. Mąż stał pod schodami, by w razie czego nas asekurować.

Z góry super widoki na całą promenadę, trochę na miasto, ale w zasadzie już padało, do tego wiało, więc szybko się zmyłam. Lepiej nie ryzykować choroby i naszej i malucha.



I to by było na tyle z pierwszego zwiedzania. Wyjeżdżamy z Helu w porządnym deszczu.
Wracamy do Władysławowa, a Klara ponownie śpi (w samochodzie zjadła małe co nieco ;) ).

Następny dzień, kierunek SOPOT!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Cieszymy się, że do nas zaglądacie!!
Prosimy, zostawcie po sobie ślad w postaci komentarza!