30 listopada 2016

Evia, Grecja część 5

Dzień 10.
Plażing, leżing, nicnierobing, spacerujemy, odpoczywamy.
I pracujemy nad piękną opalenizną ;)



Dzień 11.
Agia Anna i Prokopi.

Ostatnia nasza wyprawa na Evii. Tym razem wybraliśmy się w górę wyspy.
Cel to Agia Anna i pobliska plaża w Agkali.

Najpierw jednak trasa.
Przejeżdżamy przez stolicę - Chalkidę, następnie Nea Artaki, Prokopi, Mantoudi i za Strofilią skręcamy w prawo w dół małą zwykłą dróżką.




Po chwili znajdujemy się w pięknym miejscu.
Plaża w Agkali jest kamienista, wokół góry zalesione, pusto. Kilka osób tylko sobie spaceruje. Zjadamy śniadanko na plaży, przez wifi z tawerny dzwonimy do rodziców.

Leniwe przedpołudnie planujemy spędzić na plaży, ale pogoda krzyżuje nam plany. Przychodzą ciężkie chmury, z których troszkę deszczu spada.
Więc po krótkim spacerze postanawiamy wracać do Agia Anna. Dalej nie jedziemy, ponieważ trasa w jedną stronę do Agia Anna to ok 3g jazdy serpentynami. A dalej, na północ wyspy kolejne 3godziny..
Po odwiedzeniu wiejskiego miasteczka Agia Anna i cerkwii, postanawiamy wracać.
Po drodze zatrzymujemy się w Prokopi.
To mała wioska z 1100 mieszkańcami w północnej Evii.
Głównym punktem, który odwiedzamy jest kościół św. Jana Rosjanina. Jest miejscem pielgrzymek, nie tylko greków prawosławnych, ale także innych wierzących
.
Św. Jan Rosjanin jest jednym z najbardziej znanych świętych w greckim prawosławnym kościele. Jako więzień i niewolnik turków stał się sławny i szanowany nawet przez muzułmańskiego mistrza za jego pokorę, stałą wiarę i dobroć. Torturowany, nie przeszedł na islam. Później, po jego śmierci, Grecy uciekający z Turcji zabrali ciało i na wyspie Evia stworzyli Nowe Prokopi. Natomiast (Stare, pierwsze) Prokopi znajduje się w Kappadocji (Turcja) i nazywa się dziś Ürgüp.

Sam klasztor jest cudowny, bogaty, zadbany, elegancki. Mieliśmy farta, bo nikt nam nie zakazał robienia zdjęć (dopiero na koniec zauważyliśmy tabliczki z zakazem fotografowania :D ).

Prokopi znajduje się 50 km na północny zachód od Chalkidy i 10 km od Mantoudi. Droga do niego prowadzi między sosnowymi i płaskimi drzewami i zapiera dech w piersiach. Ale zdjęcia ciężko się robi. W Prokopi znajdujemy też masę pamiątek, lokalne produkty: głównie miód tymiankowy i figi oraz dżemy z fig.

Po drodze zatrzymujemy się jeszcze przy straganie. Po miód.
Siedzi stary dziadek.Wokoło żywej duszy. Nie ma miasteczka, jest tylko droga a po przeciwnej stronie straganu rzeka. Oczywiście pan po angielsku ni w ząb. Chcemy miód tymiankowy. Taki swojski, nie kupiony w sklepiku. A, że miodów trochę tam miał..tośmy gadalii.. ;)
Próbowaliśmy na migi.. no koniec końców biedak chłop wyrysował i pokazał że tymianek i z tych gór (pokazał nam za stoiskiem). Wszędzie w górach można zobaczyć porozstawiane ule. No i udało się.

W międzyczasie ja poszłam obejrzeć rzekę..Raczej to co z rzeki zostało.. a został ledwie strumyczek. Tak wszytko wyschnięte.



Dalej już nigdzie się nie zatrzymujemy. Trasa nie jest lekka. Drogi są wąskie, kręte, częściowo 
w remoncie. Ile się da, to Krzysiek przystaje, by popatrzeć i podziwiać urodę wyspy. Jednak jadące za nami samochody nie zawsze na to pozwalają..
A przecież zdjęce, to tylko momencik ;)
Do Amarinthos wracamy w sam raz na .. wieczorną kąpiel w zatoce; po całym dniu wskoczenie do chłodnej wody orzeźwia.


Dzień 12.
Odpoczywamy po wczorajszej wyprawie.
Ponownie leżing, plażing i smażing. 


Wpadamy też do Eretrii się pożegnać z naszą znajomą.
Kupujemy ostatnie pamiątki. Spacerujemy brzegiem morza. Łapiemy ostatnie chwile.

Oddajemy też samochód do mycia i odkurzania. Jest to wymogiem, żeby był oddany w takim stanie, w jakim go wypożyczaliśmy. A, że był czyściuteńki, to teraz takiego trzeba było go oddać.
Na stacji BP oddajemy samochód chłopakowi i on go doprowadzał do ładu składu i porządku.
My siedzieliśmy i odpoczywaliśmy ;)  choć stacja benzynowa ani trochę nie przypomina tego, co w Polsce, można!

Fot. Internet. 
 




Dzień 13.
Ostatni dzień na Evii. 
Plażujemy, odpoczywamy, pakujemy się. Nigdzie się już nie ruszamy, jedynie tylko spacerki brzegiem morza, zbieram troszkę muszelek na pamiątkę. 
Staramy się nie myśleć o tym, że w Polsce pierwsze przymrozki, że trzeba będzie wrócić do zimnej rzeczywistości.
Wyjazd w nocy.


Na plaży zostajemy do ostatniego zachodu słoneczka.
Następnie spakowani, idziemy spać, na kilka godzin (do 23ciej), żeby mieć siły na powrót do domku.


Dzień 14.
Wyjeżdżamy z pensjonatu punkt 24:00
Na lotnisko jedziemy niecałą godzinkę.


Odstawiamy na miejsce samochodzik. Następnie w tym samym punkcie oddajemy do wypożyczalni dokumenty i kluczyki. 
1:40 jesteśmy już w hali odlotów, gdzie czekamy aż bramki otworzą.

Część ludzi śpi, na podłodze, jednak szybko ochrona ich budzi.
Niestety, na lotnisku nie ma miejsc z jedzeniem, otwartych nad ranem :( jedynie udaje mi się w kiosku kupić ciasteczka..
Ciężko z tym powrotem, chce się spać, a nie ma jak. Żeby się "obudzić" wychodzimy przed lotnisko.

Samo ateńskie lotnisko jest ogromne, należy iść zgodnie ze wskazówkami na monitorach. Inaczej można się nieźle pogubić i pobłądzić po lotnisku.






Po powrocie do Warszawy udajemy się mpk do Przyjaciół po naszą niebieską błyskawicę :)
Chwilka na rozmowę i jedziemy do Poznania.



Na koniec co jedliśmy i jak mieszkaliśmy.

Wyżywienie:

Pensjonat - Posidonia Pension.




1 komentarz:

  1. Ciekawe miejsce, warte odwiedzenia. Zapisuję na swojej liście "do zobaczenia/do odwiedzenia". Grecja bardzo mi się spodobała, ale miałam okazję zobaczyć tylko kawałek kontynentu. A tu na Eubei jest tak blisko do na przykład Aten, czy na "ląd". :))))))
    Karola K.

    OdpowiedzUsuń

Cieszymy się, że do nas zaglądacie!!
Prosimy, zostawcie po sobie ślad w postaci komentarza!