Autobus powrotny - z miasta na lotnisko - zatrzymuje się na przystanku Kalvin Ter. Po drodze mijamy jeszcze Węgierskie Muzeum Narodowe. Nie mieliśmy czasu by zajrzeć. Budynek zawsze oblegany przez sporą ilość osób, gdy obok przechodziliśmy.
Na przystanku czeka sporo osób, włącznie z tymi, z którymi przylecieliśmy do Budapesztu :)
Autobus zatrzymuje się, wchodzi pani z obsługi, wskazuje nam miejsce dla wózka.
Tym razem nie jest to miejsce siedzące, całe 30min jazdy na lotnisko zabawiamy Klarcię na zmianę, ona chciałaby wszystko widzieć i chodzić..
Na lotnisku wszystko gładko przeszło, byliśmy w wc gdzie udało się naszego Brzdąca ogarnąć na przewijaku.
Zjadamy pyszną kanapkę i kierujemy się do bramek. Tam dosyć sporo osób, zamieszanie, ja z Klarą pierwszeństwo, Krzysiek został...zdecydowanie na to trzeba mieć więcej czasu zarezerwowanego.
My byliśmy na styk i okazało się, że na zakup większych pamiątek nie było już czasu :(
Przede wszystkim - jeśli coś sobie upatrzycie na mieście podczas zwiedzania, nie kupujcie tego później na lotnisku. Kupcie to od razu. Ja oczywiście myślałam, że po drodze na autobus będą jeszcze sklepiki z pamiątkami i tam zakupię upominek z wakacji dla Klarci.
A guzik! Sklepy niektóre zamknięte..czasu do odjazdu autobusu niewiele.
No i na wolnocłowej okazało się, że moja pamiątka dla córci kosztuje 3x tyle co na mieście... oczywiście Polak mądry po szkodzie ;)
Poza tym, wyjście ze strefy wolnocłowej aż na płytę lotniska trwa chyba z 10-15min włącznie z kontrolą dokumentów przy wyjściu na płytę lotniska.
Ze względu na remont lotniska, ścieżki są wyznaczone i dość daleko trzeba iść. Nikt nie wozi busami. Nie jest łatwo, bo Klara nie chce siedzieć w wózku, Krzysiek ją niesie, a ja wiozę wózek z bagażem... Na lotnisku pod samolotem trzeba to wyjąć, poskładać i zabezpieczyć wózek..oj jest co robić, a ludki już w samolocie...
Lot przebiegł nam spokojnie, Klara troszkę chodziła po samolocie, troszkę wyglądała przez okno.
Mieliśmy trzy siedzenia dla siebie. Idealnie.
W połowie podróży Klarusia była zmęczona już, trochę popłakiwała, marudziła aż w końcu zasnęła w nosidełku ale na fotelu ;) już było za późno by iść do toalety :)
Za to powrót do domku z lotniska Ławica trwał ponad godzinę.. piątek..popołudnie..korki, korki, korki. Brutalne zderzenie z rzeczywistością oraz chłód i smog, którego w Budapeszcie nie było.
Welcome Home ;)
To była fajna przygoda!